piątek, 16 października 2015

60 dni

   Spoglądając wstecz próbuję określić, które chwile naszego pobytu w Bargowie były najgorsze dla nas. Przeżyliśmy  przez te dwadzieścia jeden lat wiele sytuacji różnego "kalibru", ale chyba najgorsze miały miejsce krótko przed przeprowadzką. 

   Jeszcze gdy pracowałem w tym nadleśnictwie, jakoś bywało. Chociaż po śmierci szlachetnego nadleśniczego Piotra Sz. szybko następowały zmiany, sam przeżyłem dwóch takich, co do władzy się rwali. Każdy następny przewyższał poprzednika ale w niekompetencji i całkowitym brakiem tych cech i cnót, które zawsze powinny towarzyszyć prawdziwemu leśnikowi. Cóż się dziwić?! Jak mówią: świat na psy schodzi!

   Zarówno pierwszy, jak i drugi szybko pokazali swoje oblicza i określili hierarchię ważności we wszystkim. I tak przy pierwszym utworzyła się grupka osób adorujących go, co w zasadzie nie tyle wynikało z jego uzdolnień, czy osiągnięć ale obawy przed nim. Gościu miał wiele pomysłów i nie zawsze podobały się innym, a każdy sprzeciw był traktowany surowo i bezwzględnie pozbawieniem wszelkich łask. Drugi też miał adoratorów ale innej kategorii. Ci, którzy czuli się silni, nie musieli i nie obawiali się jego. Chadzali swoimi ścieżkami, niezależni. Adoratorami zostali ci słabi, niepewni swych umiejętności, typowi lizusi. Gotowi na każde skinienie swego Księciunia włazić mu w tyłek byle mieć spokój.

   Po nich nastał trzeci. Już tu nie pracowałem, niemniej przez moment zaświtała myśl, że może być lepiej. Była to tylko myśl i przez moment. Wydawało się, że wszystko co złe, czy też niewłaściwie interpretowane teraz zmieni się. Przyszedł młody, w zasadzie bardziej światły niż jego poprzednicy i dokona zmian. Zmian na lepsze, ponieważ dłużej głupoty nie można tolerować. Było to błędne rozumowanie.

   Z początku wszystko zapowiadało się dobrze. Ale to było krótko. Być może gdyby nie narcystyczne usposobienie wiele spraw miałoby inne, lepsze zakończenie. I nie tylko moich, ale też innych. Wokół niego też istnieje grono "zaufanych". Przypominają raczej stado kuropatw, które gdy zaatakuje drapieżnik rozproszy się w popłochu. Wtedy on pozostanie sam. Jeżeli sądzi, że jest lub będzie inaczej to jest bardzo naiwny. Już teraz wiele decyzji podejmuje po sugestiach innych nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

   Bez własnej, silnej osobowości, nakręcany cudzymi sugestiami brnie w bzdurne pomysły. Coraz częściej staje się jasne, że są niewłaściwe, wtedy mota się coraz bardziej i zacieśnia pętlę na swojej szyi. Coraz więcej niełask spada na niego, ale on nie jest w stanie przyznać się do popełnionych błędów i brnie w nie coraz bardziej. 

   Przykładem tego niech będzie ostatnie wydarzenie związane z naszym zamieszkiwaniem w Bargowie. Był problem z szambem i w końcu po wielu, bardzo wielu podejściach, naciskany przez większych od siebie, wydał decyzję o budowie nowego szamba. Wiedząc, że tylko w taki sposób może mi dopiec, postawił na dokonanie totalnej demolki na posesji. Zasłaniając się zarządzeniem dyrektora, wbrew logice i wszystkim prawom ekonomicznym nakazał umiejscowić nowe szambo na terenie posesji.

   Również firma mająca wykonać to zadanie nie była najlepszych lotów. Ojciec z synem za wyraźnym przyzwoleniem nadleśniczego czynili totalną demolkę. Byli całkowicie nie przygotowani do tego zlecenia, albo byli takich polotów. Rozkopali całe podwórze. Na dwa miesiące zatarasowali dostęp do garażu hałdami ziemi z wykopów pod rurę kanalizacyjną. Stworzyli zagrożenie dla wszystkich nas. Wykopy w leśnej glebie - żółty piach - pozostawione bez zabezpieczeń osypywały się. Był problem z korzystania z obejścia. Praktycznie nie istniało! Teraz były hałdy ziemi! Podkopane drzewa groziły wywróceniem w każdej chwili. Na zgłaszane w tej sprawie uwagi nie było odzewu.

   Dopiero po wywróceniu się świerka na budynek i konieczność wezwania strażaków do usunięcia zagrożenia coś drgnęło. Nazajutrz pojawiła się ekipa i usunięto następne drzewo, sosnę, która również groziła wywróceniem w każdej chwili.

   Przez 60 dni trwał, można powiedzieć, terror dezorganizujący codzienne życie. Dopiekł mi tym! Fakt! Niech poczuje satysfakcję dowiadując się o tym. Ale jaką satysfakcję ma w wyeliminowaniu z rynku pracy firmę, która uczestniczyła w tym terrorze w nieudaczny sposób budując szambo? Aby szambo  było we wskazanym przez niego miejscu za wszelką cenę, nakazał obniżyć poziom gruntu wokół szamba. Było to konieczne aby zbiornik nie uległ uszkodzeniu przysypany znaczną ilością ziemi (jakieś 2,5 m nad zbiornikiem). Ziemia została wywieziona poza teren posesji. Stało się to bez wcześniejszych uzgodnień i naniesieniu zmian w planach.

   Budowa szamba miała trwać trzy dni. Trwała prawie dwa miesiące. 60 dni chyba najgorszych z wszystkich poprzednich. I to za sprawą jednej osoby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz